Rezerwowi na wagę złota i jeszcze ważniejsze 3 punkty!

Rezerwowi na wagę złota i jeszcze ważniejsze 3 punkty!

Co za spotkanie! Co za mecz! Po kapitalnym widowisku na stadionie w Mokrzeszy, Orlik Blachownia zdobył niesamowicie ważne, ciężko wywalczone, ale jakże należne trzy punkty!

Kto by przypuszczał, że tak potoczy się to spotkanie. Orlik walczył nie tylko z drużyną Iskry, ale również z sędzią, który, nie bójmy się tego powiedzieć, albo minął się z powołaniem, albo od początku bardzo polubił gospodarzy. Mokrzesz mogła robić co chciała. Kopać, popychać, pociągać, ale zaledwie kilka razy kończyło się to gwizdkiem, a zaledwie raz żółtą kartką, mimo, że zawodnik, który ją dostał, powinien był w drugiej połowie zakończyć to spotkanie, oglądając chwilę wcześniej kartkę koloru czerwonego. Każde natomiast najmniejsze przewinienie gości było odgwizdywane i temperowane. Można by rzec, że pomarańczowi grali jedenastu na dwunastu... 

Gdyby pominąć błędy arbitra (celowe i te przypadkowe), spotkanie było naprawdę dobre i toczyło się w szybkim tempie. Nowe boisko Iskry jest raczej niewielkie, ciasne i dość krótkie, przez co starć pomiędzy zawodnikami obu drużyn było naprawdę sporo. Nie ma się co temu dziwić. Orlik grał przyzwoicie, jednak czegoś brakowało. Świetnie w środku pola spisywał się Piotr Jelonek, który dyrygował całą grą tak, jak powinien. Nikt nie odpuszczał i widać było, że mecz toczy się o naprawdę dużą stawkę. W końcu jednak błąd pary naszych obrońców spowodował, że gospodarze umieścili piłkę w siatce. Nie długo cieszyli się jednak z prowadzenia, gdyż kilka chwil później kapitan przyjezdnych, Przemysław Majczyna po świetnym rajdzie lewą stroną, umieścił piłkę w siatce, po uderzeniu lewą nogą na dłuższy słupek, obok interweniującego bramkarza i w ten oto sposób zakończyła się pierwsza odsłona. Wynik: 1:1.

Orlik wyszedł na drugą połowę jeszcze bardziej zmotywowany niż na pierwszą i całkowicie zdominował plac gry. Widać było świetne przygotowanie fizyczne gości, jak również to, że gospodarze po prostu opadali z sił. Nasi środkowi pomocnicy całkowicie opanowali środek pola, a skrzydłowi, wraz z włączającymi się do akcji ofensywnych bocznymi obrońcami, raz za razem stwarzali zagrożenie pod bramką Mokrzeszy. W końcu na boisku pojawił się Tomasz Szymczyk, który zastąpił Damiana Nowiszewskiego, i od razu ustawił się na pozycji napastnika, cofając jednocześnie Grzegorza Kędzierskiego na pozycję prawoskrzydłowego. Orlik nie przestawał atakować i w końcu udało się! Akcja lewym skrzydłem, piłka trafia pod nogi Szymczyka, a ten niezbyt mocnym, lecz precyzyjnym strzałem, umieszcza piłkę w bramce przeciwnika! Goście oszaleli z radości! I kto by pomyślał, że największe emocje dopiero przed nami...

Na boisku pojawili się Mateusz Lisek, który zmienił Marcina Kluska, oraz po chwili Radosław Kokot, który wszedł za rozgrywającego bardzo dobre spotkanie, Adriana Rakusa. Orlik zaczął grać wolniej. Starał się uspokoić sytuację. Przyjezdnym nagle przestało się spieszyć. Nikt oczywiście się temu nie dziwił. Niestety chwila dekoncentracji, głupia strata Jelonka w środku pola sprawiła, że z zupełnie niepotrzebną akcją wyszli goście. Niezablokowane przez Śledzionę dośrodkowanie z prawej strony, nieudana interwencja w środku pola karnego Kamila Nowiszewskiego i niestety, ale wynik wyglądał już dla nas trochę gorzej... 2:2!

Gol wyrównujący padł mniej więcej dziesięć minut przed końcem meczu. Orlik miał w świadomości to, że tracąc dzisiaj punkty, awans oddali się. Przyjezdni ruszyli do ataku. Oddawali strzał za strzałem. Kędzierski, Szymczyk, Lisek, co chwila mieli okazję na strzelenie bramki, lecz nie zmuszali do zbyt wielkiego wysiłku bramkarza Iskry. Jednak dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry stało się to, na co czekali wszyscy, którzy kibicowali pomarańczowym barwom... Piłka nie wiadomo skąd znalazła się nagle na około siódmym, może ósmym metrze od bramki, gdzie kapitalnie powalczył Mateusz Lisek i upadając, wepchnął piłkę podeszwą do bramki. Kilka sekund później już cała pomarańczowa drużyna leżała na "Lali" i dziękowała mu za to, co zrobił. Dwie doliczone przez sędziego minuty już nic nie zmieniły. Korzystny dla nas rezultat udało się dociągnąć do końca i pozostało już tylko cieszyć się z kompletu przywiezionych punktów.

W takich momentach zawodnicy zdają sobie sprawę, że wysiłek pozostawiony na treningach opłaca się. Gospodarze, mimo pomocy sędziego, po prostu opadli z sił. Orlik walczył do samego końca. Zostawił na boisku mnóstwo zdrowia, ale dzięki takiej postawie, wszyscy możemy się teraz cieszyć z tego, że rywalizacja o awans wciąż pozostaje jak najbardziej otwarta. Oby więcej takich zwycięstw. Choć niewątpliwie lepsze byłyby te pewniejsze, mniej nerwowe. Blachownia pokazała, że jest w coraz lepszej dyspozycji, a forma wydaje się ciągle rosnąć. Następny mecz już w niedzielę, 27 kwietnia ze Świtem Borowno. Mecz, w którym w końcu będziemy mogli obejrzeć grę pomarańczowych na stadionie w Blachowni. Mimo odległej pozycji Borowna w tabeli, nie wolno pozwolić sobie nawet na odrobinę dekoncentracji i trzeba wygrać kolejny, trzeci mecz w tej rundzie. Emocje opadają, dzisiaj można się już tylko cieszyć. Z mojej strony to tyle.

Dobranoc i wesołych świąt!

 

Na koniec jeszcze podsumowanie meczu.

Iskra Mokrzesz 2-3 (1:1) Orlik Blachownia.

1:0 - Iskra
1:1 - Majczyna.
1:2 - Szymczyk
2:2 - Iskra
2:3 - Lisek

Skład:
Maciej Janta
Piotr Lamik, Paweł Śledziona, Kamil Nowiszewski, Konrad Pasieka.
Damian Nowiszewski, Piotr Jelonek, Marcin Klusek, Adrian Rakus.
Przemysław Majczyna (C), Grzegorz Kędzierski. 

Zmiany:
Tomasz Szymczyk za Damiana Nowiszewskiego.
Mateusz Lisek za Marcina Kluska.
Radosław Kokot za Adriana Rakusa. 

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości